19-08-2019, 16:07
cześć,
jestem Natalia i jestem przed trzydziestką. Może być długo ale chciałabym jak najjaśniej to opisać.
Dwa lata temu w lutym zaczęło boleć mnie prawe oko, obraz zrobił się nieostry, jakbym patrzyła przez mleczne szkło. Po dwóch tygodniach zaczęło boleć mnie również "za okiem". Pojechałam do szpitala i tak mnie odsyłali, bo nie mają neurologa, bo nie ma miejsc ale w końcu mnie przyjęli i zostałam na okulistyce. Diagnoza to zapalenie nerwu wzrokowego pozagałkowe w oku prawym. Leżałam sobie w szpitalu, miałam codziennie wlewy z Encortonu, zrobili mi rezonans, w opisie napisano "zmian ogniskowych o patologicznej intensywności sygnału nad i podnamiotowo nie stwierdza się. Układ komorowy prawidłowej szerokości, niewielkie poszerzenie przestrzeni podpajęcznych w płatach czołowych.". Wypisano mnie, wzrok nie wrócił całkiem i muszę nosić okulary ale cieszyłam się, że to nie SM. Badał mnie również wtedy neurolog. Przy wypisie ze szpitala nikt mi nie mówił, czy mam iść na jakąkolwiek kontrolę do neurologa więc nie byłam.
W 2018 roku dopadł mnie ból pleców, drżenie rąk, nóg, zaczęłam utykać. Poszłam do ortopedy, który stwierdził kokcygodynię czyli "bóle o nieustalonym pochodzeniu". To wiedziałam i bez jego diagnozy. Dostałam leki, rentgen miednicy, lekarz powiedział, że podejrzewał raka kości (?) ale że to nie to. Ok, myślę sobie, skoro ból jest ciągły ale znośny to chyba nie ma tragedii, wcześniej pracowałam fizycznie, uważałam że te objawy to efekt braku szanowania pleców.Teraz mam pracę siedzącą więc stwierdziłam, że to też dołożyło swoje trzy grosze do mojego stanu i zaczęłam się troszkę ruszać. Natomiast pojawiły się inne objawy: wstając rano nie byłam w stanie ustać na nogach, często jedna była tak zdrętwiała, że się przewracałam, czasami budziłam się ze zdrętwiałymi rękoma, drżały mi powieki, zwalałam to na stres. Od jakiegoś czasu w nocy łapią mnie mocne kurcze nóg, że budzę krzykiem wszystkich domowników. Do tego boli mnie kręgosłup/plecy, już sama nie potrafię określić gdzie dokładnie mnie boli, ból jest ciągły, tępy. Czasami przekręcam słowa (np. poświęcam=poświęcuję, włącz lampę=włącz szafę), odstawiam przedmioty w powietrzu albo lecą mi z rąk, czasami obraz robi się bardzo nieostry. Byłam dziś u ortopedy, głownie z powodu bólu w odcinku lędźwiowym, ortopeda po zobaczeniu mojej drżącej dłoni stwierdził, że mam iść na cito do neurologa. Mam wizytę na jutro rano, zabiorę ze sobą papiery ze szpitala z 2017 roku.
Powiedzcie mi proszę, czy ktoś z Was miał taką sytuację, że pierwszy rezonans wykluczył SM? Czy raczej powinnam zacząć oswajać się z tą chorobą?
(mi powiedzieli wtedy w szpitalu, że nie mam zmian demienilizacyjnych więc to na pewno nie SM i nie ma się czym przejmować)
jestem Natalia i jestem przed trzydziestką. Może być długo ale chciałabym jak najjaśniej to opisać.
Dwa lata temu w lutym zaczęło boleć mnie prawe oko, obraz zrobił się nieostry, jakbym patrzyła przez mleczne szkło. Po dwóch tygodniach zaczęło boleć mnie również "za okiem". Pojechałam do szpitala i tak mnie odsyłali, bo nie mają neurologa, bo nie ma miejsc ale w końcu mnie przyjęli i zostałam na okulistyce. Diagnoza to zapalenie nerwu wzrokowego pozagałkowe w oku prawym. Leżałam sobie w szpitalu, miałam codziennie wlewy z Encortonu, zrobili mi rezonans, w opisie napisano "zmian ogniskowych o patologicznej intensywności sygnału nad i podnamiotowo nie stwierdza się. Układ komorowy prawidłowej szerokości, niewielkie poszerzenie przestrzeni podpajęcznych w płatach czołowych.". Wypisano mnie, wzrok nie wrócił całkiem i muszę nosić okulary ale cieszyłam się, że to nie SM. Badał mnie również wtedy neurolog. Przy wypisie ze szpitala nikt mi nie mówił, czy mam iść na jakąkolwiek kontrolę do neurologa więc nie byłam.
W 2018 roku dopadł mnie ból pleców, drżenie rąk, nóg, zaczęłam utykać. Poszłam do ortopedy, który stwierdził kokcygodynię czyli "bóle o nieustalonym pochodzeniu". To wiedziałam i bez jego diagnozy. Dostałam leki, rentgen miednicy, lekarz powiedział, że podejrzewał raka kości (?) ale że to nie to. Ok, myślę sobie, skoro ból jest ciągły ale znośny to chyba nie ma tragedii, wcześniej pracowałam fizycznie, uważałam że te objawy to efekt braku szanowania pleców.Teraz mam pracę siedzącą więc stwierdziłam, że to też dołożyło swoje trzy grosze do mojego stanu i zaczęłam się troszkę ruszać. Natomiast pojawiły się inne objawy: wstając rano nie byłam w stanie ustać na nogach, często jedna była tak zdrętwiała, że się przewracałam, czasami budziłam się ze zdrętwiałymi rękoma, drżały mi powieki, zwalałam to na stres. Od jakiegoś czasu w nocy łapią mnie mocne kurcze nóg, że budzę krzykiem wszystkich domowników. Do tego boli mnie kręgosłup/plecy, już sama nie potrafię określić gdzie dokładnie mnie boli, ból jest ciągły, tępy. Czasami przekręcam słowa (np. poświęcam=poświęcuję, włącz lampę=włącz szafę), odstawiam przedmioty w powietrzu albo lecą mi z rąk, czasami obraz robi się bardzo nieostry. Byłam dziś u ortopedy, głownie z powodu bólu w odcinku lędźwiowym, ortopeda po zobaczeniu mojej drżącej dłoni stwierdził, że mam iść na cito do neurologa. Mam wizytę na jutro rano, zabiorę ze sobą papiery ze szpitala z 2017 roku.
Powiedzcie mi proszę, czy ktoś z Was miał taką sytuację, że pierwszy rezonans wykluczył SM? Czy raczej powinnam zacząć oswajać się z tą chorobą?
(mi powiedzieli wtedy w szpitalu, że nie mam zmian demienilizacyjnych więc to na pewno nie SM i nie ma się czym przejmować)