15-02-2021, 17:17
To już prawie 19 lat minęło od kiedy dowiedziałam się, że jestem chora. Miałam 25 lat, a mój świat runął, jak domek z kart. Pierwszy rzut (2002 rok) - zapalenie nerwu wzrokowego. Kolejny rzut (2005) - podobnie, tym razem na drugie oko. Leżałam w szpitalu, gdy Jan Paweł II umierał, a ja byłam w trakcie przygotowywań do ślubu. Po ponad roku urodziłam dziecko. Nic się nie działo. Po siedmiu latach zdecydowaliśmy się na kolejne dziecko. Na świat przyszła tym razem córka. Miała 13 miesięcy, gdy znów znalazłam się w szpitalu (zapalenie nerwu wzrokowego). Jak do tej pory nie brałam żadnych leków. Różni lekarze mieli wszelakie pomysły na mnie. Obecnie czuję się dobrze, chociaż raz po raz następuje chwilowe małe pogorszenie (mrowienie, zawroty głowy), z oczami jest w porządku. Wiem, ze choroba postępuje. Jestem pod stałą opieką neurologa. W 2019 byłam na kwalifikacji do leczenia, nawet nie wiem jakim lekiem?! Zabrakło mi jednego punktu:-(. Usłyszałam, że jestem w świetnej kondycji .... Mam czekać na kolejny rzut choroby i wtedy znowu się zgłosić. W styczniu 2021 rozmawiałam z lekarzem, temat przewodni - szczepienie. Mam się zaszczepić, a w czerwcu przyjechać na wizytę.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Najważniejsze, to się nie dać i nie rezygnować z marzeń .
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Najważniejsze, to się nie dać i nie rezygnować z marzeń .