Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
SM a nowa miłość
#1
Jak wiemy SM to choroba ludzi młodych. Często gdy słyszymy diagnozę w naszym życiu nie ma jeszcze stałego partnera. Po pierwszym szoku wracamy do normalnego życia i nagle pojawia się On/Ona, potencjalny kandydat/kandydatka na coś więcej niż zwykła znajomość. Ale wiadomo jest problem ... bo trzeba powiedzieć co w nas siedzi.
Ciekawa jestem Waszego zdania, kiedy to zrobić ? A może już ktoś był w takiej sytuacji ? 

Moim skromnym zdaniem chyba im szybciej tym lepiej. Chociaż to musi być strasznie trudne bo mnie osobiście słowo stwardnienie rozsiane jeszcze trudno przez gardło przechodzi. Ot na takie rozkminy mnie naszło w sobotnie popołudnie Język
Odpowiedz
#2
Ja na szczęście nie miałam takiego problemu bo dowiedzieliśmy się dobrych kilka lat po ślubie i po dzieciach Uśmiech
Odpowiedz
#3
Też jestem zdania, że im szybciej tym lepiej. Tym bardziej, że to 'nie przejdzie' jak grypa. Może nie trzeba mówić o tym już na pierwszej randce, raczej dać się poznać jako zupełnie fajną, normalną, osobę. Jeśli coś pyknie i okaże się, że druga osoba jest dojrzała, ceni nas za to jacy jesteśmy, to i z akceptacją choroby powinno być dobrzeUśmiech A jeśli jednak nie, to lepiej, że to skończy się wcześniej. Ja o chorobie narzeczonego dowiedziałam się rok po zaręczynach i jak widać nie odstraszyło mnie toJęzyk.
Odpowiedz
#4
Ja co prawda byłam już mężatką i to od dobrych kilku lat jak dostałam diagnozę (mąż nie uciekl Oczko ) ale myślę, że jak bym nie była w związku, to na pewno potencjalnej osobie powiedziałabym jak najszybciej, dopóki jeszcze nie byłabym emocjonalnie zaangażowana.
Odpowiedz
#5
Ja powiedziałam na trzecim spotkaniu
-on powiedział że raczej nie chce brać ciężaru na plecy i tak się rozstaliśmy.
trudno co ma być to będzie Oczko
Odpowiedz
#6
No jego strata, co tu duzo mowic. Ostatnio rozmawialam ze znajoma, ze to czesciej wlasnie panowie w takiej sytuacji albo odchodza jesli juz sa w zwiazku albo nie rozwijaja znajomosci, jesli to wciaz na poczatku... Nie chce absolutnie mowic, ze to regula, ale z moich obserwacji wynika, ze panie sa w sytuacjach choroby "odwazniejsze" albo "bardziej gotowe do poswiecen".
Co o tym myslicie?
You are never too old to set a new goal or to dream a new dream...
Odpowiedz
#7
Zgadzam się z Tobą Areliee. Kobiety są w ogóle odwazniejsze Oczko wydaje mi się ze mężczyźni po prostu bardziej boją się odpowiedzialności... I też jestem zdania że najlepiej powiedzieć drugiej osobie jak najszybciej. Zanim zacznie się dziać coś więcej bo wtedy jeśli ta osoba jednak nie będzie chciała tego kontynuować to im mniejsze zaangażowanie tym lepiej dla obu stron. Przynajmniej tak uważam bo doświadczenia w tej kwestii nie mam bo w momencie diagnozy miałam już męża i dwójkę dzieci.
Odpowiedz
#8
Uważam, że trzeba powiedzieć. Lepiej przeboleć stratę na początku niż z pretensjami po dłuższym czasie. To owszem jest nasz krzyż do końca życia ale ważne jest by ta druga strona była świadoma, ponieważ to też poniekąd krzyż drugiej strony. Może trochę inaczej przeżywany ale jednak... Mój neurolog powiedział mi kiedyś "nastawienie pozytywne, to połowa sukcesu". Nie ma co kłamać, bo i tak z czasem wyjdzie.

Wysłane z mojego SM-J510FN przy użyciu Tapatalka
Odpowiedz
#9
Już to kiedyś pisałem na tym forum - Moja partnerka od razu wiedziała. Właściwie, to wiedziała już kilka dni przed tym, jak mnie poznała. Moja Pierwsza Ex opowiedziała jej historię faceta, który usłyszał diagnozę MS i się nie załamał, tylko sobie żyje i szuka sposobu na to cholerstwo. A potem ta Ex nas ze sobą poznała. Ciekawe, nie? Mamy tylko do niej pretensje o to, że czekała z tym parę ładnych lat.
Od początku wiedzieliśmy o naszych plusach dodatnich i ujemnych. To stworzyło jasną i prostą sytuację, a o naszych wyborach zadecydowało wiele innych rzeczy. Jak na przykład wspólna niewiara w dożywotniość tego krzyża.
" I don't mean to sound bitter, cold or cruel, but I am, so that's how it comes out" - Bill Hicks
Odpowiedz
#10
Temat niestety stał się dla mnie aktualny po rozpadzie związku. Mam teraz nowe spostrzeżenia i mieszane uczucia w tym względzie. Stwardnienie rozsiane nie jest zaraźliwie, potencjalnemu partnerowi nic nie grozi z naszej strony. Czy koniecznie trzeba się z choroby tłumaczyć na dzień dobry? Uprzedzać jakby tej drugiej osobie coś groziło? Randka to jeszcze nie małżeństwo… Czy muszę się od początku znajomości stawiać się po tej gorszej stronie i ucieszyć się, gdy potencjalny parter będzie wspaniałomyślny i powie, że mu to nie przeszkadza. Czy to taki wielki heroizm związać się z chorym na SM? Czy choroba sprawiła, że jestem inną kobietą?
Może przemawia przeze mnie rozgoryczenie.
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości