19-04-2019, 10:19
Witam wszystkich
Od dłuższego czasu zaglądam na forum i w końcu zdecydowałem się zarejestrować i przedstawić. Mam na imię Darek mam 34 lat pochodzę z pomorza lecz od 12 lat mieszkam w Szwecji. Diagnoza SM została postawiona w 2012 dokładnie we wrzeniu.
Wcześniej nie miałem żadnych obiawów. Zaczęło się rok wcześniej podczas wciągania na hale wózka pełnego profili który szykowałem wraz z moja koleżanka do obróbki wstępnej.
Podczas wciągania kółka obrotowe dzięki który można było sterować wózkiem były z złym stanie zamieniłem się z koleżanką i ona pchała ja ciągnąłem ten wózek podczas skrętu wykonałem boczne szarpniecie żeby wózek skręcił i coś „strzeliło”. Poczułem ból w kręgosłupie odcinku lędźwiowym i drętwienie od pośladka w dół do stopy. Od czas wypadku do diagnozy chodziłem od lekarza do lekarza i każdy mówił że samo minie mam tylko ćwiczyć. Podejrzewali neuroboleriozę ale po zbaniau punkcją które zostało wykonane w czerwcu postawiono diagnozę SM. Od tego czasu bardziej walczyłem z bólem kręgosłupa i tak mój stan mimo leczenia i braków innych objaw się pogarszał badanie MRI pokazało dyskopatie bez znacznego ucisku na jakikolwiek nerw. Dodam ze od wypadku mam dziwna postawę ciała litera „s” wypycham brzuch i garbie szyje. Stan był w miarę stabilny. Ostatnie 4 lata stan się pogarszał z roku na rok. W obecnej chwili mam problem z chodzeniem. Noga jest tkliwa, opadająca stopa brak siły w podudziu, pośladku. Każdy najmniejszy spacer to wysiłek . Ograniczenia z tym związane spowodowały rozpad drugiego związku. Nerwy niepewność, niedowład spowodowały ze z człowieka pełnego życia, motywacji, kochającego wszelakie sporty ,spotkania ze znajomymi, stałem się zgorzkniałym tetrykiem szukającym winy za to co się dzieje w najbliższych. Moja narzeczona była wsparciem oparcie którego przez 4.5 roku związku nigdy nie doceniłem. Dawała z siebie naprawdę wiele rezygnując ze swoich planów na rzecz moich podstosowywała się z wyjazdem na urlop żeby było blisko do plaży, basenów itp. Teraz jestem sam jak palec, zasala od rodziny nie mając tak naprawdę nikogo. Na forum szukam bratniej duszy z która mógł bym porozmawiać czy popisać...
Cały czas mam nadzieje ze mój pogarszający stan zdrowia nie jest spowodowany SM a jakimś uciskiem na nerw. Co Wy forumowicze sądzicie o tym wszystkim
Pozdrawiam
Od dłuższego czasu zaglądam na forum i w końcu zdecydowałem się zarejestrować i przedstawić. Mam na imię Darek mam 34 lat pochodzę z pomorza lecz od 12 lat mieszkam w Szwecji. Diagnoza SM została postawiona w 2012 dokładnie we wrzeniu.
Wcześniej nie miałem żadnych obiawów. Zaczęło się rok wcześniej podczas wciągania na hale wózka pełnego profili który szykowałem wraz z moja koleżanka do obróbki wstępnej.
Podczas wciągania kółka obrotowe dzięki który można było sterować wózkiem były z złym stanie zamieniłem się z koleżanką i ona pchała ja ciągnąłem ten wózek podczas skrętu wykonałem boczne szarpniecie żeby wózek skręcił i coś „strzeliło”. Poczułem ból w kręgosłupie odcinku lędźwiowym i drętwienie od pośladka w dół do stopy. Od czas wypadku do diagnozy chodziłem od lekarza do lekarza i każdy mówił że samo minie mam tylko ćwiczyć. Podejrzewali neuroboleriozę ale po zbaniau punkcją które zostało wykonane w czerwcu postawiono diagnozę SM. Od tego czasu bardziej walczyłem z bólem kręgosłupa i tak mój stan mimo leczenia i braków innych objaw się pogarszał badanie MRI pokazało dyskopatie bez znacznego ucisku na jakikolwiek nerw. Dodam ze od wypadku mam dziwna postawę ciała litera „s” wypycham brzuch i garbie szyje. Stan był w miarę stabilny. Ostatnie 4 lata stan się pogarszał z roku na rok. W obecnej chwili mam problem z chodzeniem. Noga jest tkliwa, opadająca stopa brak siły w podudziu, pośladku. Każdy najmniejszy spacer to wysiłek . Ograniczenia z tym związane spowodowały rozpad drugiego związku. Nerwy niepewność, niedowład spowodowały ze z człowieka pełnego życia, motywacji, kochającego wszelakie sporty ,spotkania ze znajomymi, stałem się zgorzkniałym tetrykiem szukającym winy za to co się dzieje w najbliższych. Moja narzeczona była wsparciem oparcie którego przez 4.5 roku związku nigdy nie doceniłem. Dawała z siebie naprawdę wiele rezygnując ze swoich planów na rzecz moich podstosowywała się z wyjazdem na urlop żeby było blisko do plaży, basenów itp. Teraz jestem sam jak palec, zasala od rodziny nie mając tak naprawdę nikogo. Na forum szukam bratniej duszy z która mógł bym porozmawiać czy popisać...
Cały czas mam nadzieje ze mój pogarszający stan zdrowia nie jest spowodowany SM a jakimś uciskiem na nerw. Co Wy forumowicze sądzicie o tym wszystkim
Pozdrawiam