Czasem dopada mnie paniczny strach. Ma to miejsce zbyt rzadko, żeby mówić o depresji. To krótkie, ale intensywne momenty. Zazwyczaj (choć nie tylko) gdy czuję jakiś nowy objaw, gdy mój mózg przetworzy sobie informację, że może to znów rzut... i że może tym razem się już nie cofnie. I choć dobrze radzę sobie z chorobą (mam na myśli psychikę), w takich momentach jest to trudne. Zazwyczaj mija kilkadziesiąt minut albo kilka godzin i opanowuje to siłą woli. Ale i tak nienawidzę takich momentów.
Czy komuś z Was też przytrafiają się takie chwile? Jak sobie z tym radzicie?
Czy komuś z Was też przytrafiają się takie chwile? Jak sobie z tym radzicie?