Ocena wątku:
  • 0 głosów - średnia: 0
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
diagnoza
#1
Pewnego dnia wydawało mi się, że nad wszystkim panuje, odchowane dzieciaki, stała praca, mąż, dom, pies i kot...cóż bardziej mylnego. W zeszłym roku w kwietniu wstałam rano i poczułam, że mam lekko zdrętwiały bok ciała od talii do kolana. Pomyślałam, że źle spałam, że nie wygodne łóżko. Minęły 3 tygodnie, a objawy nie ustępowały, a wręcz się rozpływały po moim ciele. To co - przekopałam ogródek -myślę może się rozejdzie. Nie pomogło. Koleżanka robiła imprezę myślę -rozrzedzę krew  Oczko . Nie pomogło. Zaczęłam myśleć czemu nie mija, co to może być. Ktoś doradził mi wizytę u neurologa. Przez głowę przeszła mi myśl sm, ale odganiałam ją od siebie. Mój tata chorował na sm. Jako dziecko musiałam się nim opiekować,na spacerze tak trzymać za rękę, aby nie upadł, mówił, że najlepiej myje mu plecy... i takie tam - znam tą chorobę, bo towarzyszyła mi całe życie, nauczyła mnie odpowiedzialności za drugiego człowieka, ale nigdy nie myślałam, że choroba mnie dopadnie. Mam siłę pomagać innym, ale czy mam siłę stawić czoła chorobie? Mam z tym problem. Jeszcze się nie oswoiłam, nie wypłakałam nawet. Raz tylko łzy same popłynęły mi po policzkach. Mąż mnie wtedy przytulił, a ja otarłam łzy, które nie chciały przestać lecieć. Wstałam i zrobiłam herbatę. Jakoś trzeba żyć pomyślałam.
Odpowiedz
#2
Początek jaki jak u mnie. Też wydawało mi się, że tak ładnie sobie wszystko poukładałam, że nikt ani nic mi tego nie zepsuje... aż pojawiło się SM.
Ważne, że masz męża, rodzinę i zdrowe podejście do choroby. Tak jak napisałaś, trzeba żyć. Zakumplować się z SM na tyle, na ile się da, trzymać je w ryzach, nie pozwalać się za bardzo panoszyć w życiu.
Trzymaj się Blanka, pozdrawiam Cię serdecznie! Uśmiech
Odpowiedz
#3
U mnie choroba pojawiła się kiedy dopiero zaczęłam sobie życie układać. Miałam 21 lat, moja córka miała 4 miesiące kiedy pojawił się pierwszy rzut - mrowienie lewej połowy ciała. Najpierw udałam się do znajomej masażystki, miałam nadzieję, że wymasuje mi te "mrówki". Po kilku miesiącach i wielu namowach męża udałam się do neurologa. W internecie już wyczytałam, że objawy pasują do SM. Badania to potwierdziły. Było dużo płaczu w nocy, kłótni, zwątpienia i litości ze strony najbliższych. Potem trzeba było podjąć trudne decyzje o leczeniu i kolejnym dziecku.
Na razie jestem w dobrym stanie, choć są lepsze i gorsze chwile. Głowa do góry, nie można się poddawać. Choroba nie może rządzić naszym życiem. Jedynie trochę je utrudnia.
Odpowiedz
#4
Dziewczyny jesteście bardzo dzielne. Ja wierzę w Was. Dacie rade. Nie można poddawać się chorobie, są lepsze rzeczy do zrobienia i trzeba żyć pełnią życia dopóki się da Uśmiech
Odpowiedz


Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości