12-06-2020, 18:06
(11-06-2020, 18:31)Brzezik napisał(a): Hej wszystkim. Nad napisaniem tego posta zastanawiałem są ię dłuższy czas, jednocześnie wierząc (chyba) że może mi to jakoś pomoże. Pisałem już kiedyś od kiedy choruję. Szczerze jest to trochę dla mnie śmiesznym i jednocześnie dziwnym uczuciem jeśli oczywiście mogę tak napisać hehe.Hej Brzezik
Do rzeczy.
Od jakiegoś dłuższego już czasu, cierpię na zanik emocji. O co chodzi? Niniejszym o to że tak na prawdę nie jestem w stanie wykrzesać z siebie ani gniewu ani radości itp. Swego czasu uważałem to za coś fajnego, lecz po prostu mi się to znudziło. Starałem się na siłę je udawać. Gniew dostosowywać do sytuacji, pijąc przy tym masowo browary i palące szlugi. Dacie wiarę że na drugi dzień poza kacem byłem wciąż tak samo "pusty" jak wcześniej? Z czasem pojawiły się również zaniki pamięci, powracali się przyjaciele, na szczęście jest obok niczego nieświadoma rodzina. Wiedzą tylko że jestem chory, poza tym nic. W pewnym momencie, tak i do teraz pojawiły się u mnie myśli samobójcze. Wierząc że muszę się jej przeciwstawić rzucałem palenie i zacząłem ćwiczyć. Potrafiłem stawać przed lustrem i patrząc sobie w oczy wyzywać chorobę klnąc ją od najgorszych szmat...Do czasu.
Myśli samobójcze mnie nie opuściły, w tej chwili już na nie nie reaguje, po prostu już mi się nie chce przeżywać w kułko tego samego. Ehhh, w tym momencie... w sumie nie wiem co..
Piszę to bo czuję że muszę.
Nie zależy mi czy w to uwiezycie czy nie. Serio nie zależy mi też na motywuje was cycu tekstach, bo po prostu ich nie czuję. Po prostu to piszę i tyle, Hej.
Wiem, jak to jest, bo też coś podobnego przechodziłam kilkanaście lat temu, jeszcze przed diagnozą SM. Też czułam się pusta w środku, robiłam różne gesty, uśmiechałam się albo przybierałam inny wyraz twarzy, bo wiedziałam, że tak trzeba, ale to wszystko było takie, jakby robiła to jakaś zewnętrzna powłoka, nie ja. Chodziły mi wtedy po głowie słowa piosenki "Wciaz gram, spiewam, jem i spie, tak naprawde jednak nie ma mnie"
Okazało się wtedy, że był to objaw depresji, który minął, kiedy zaczęłam brać leki antydep. Byłam zdziwiona, bo depresja kojarzyła mi się ze smutkiem, a ja nie byłam smutna, tylko... nie wiem, jakoś schowana do środka.
Dlatego polecam wizytę u psychiatry i powiedzenie mu/jej tego, co tutaj piszesz. Wiem, że nasze odczucia mogą się wydawać mistyczne i wyjątkowe, ale to są zwykłe zaburzenia biochemii mózgu, które się leczy.
Poza tym możesz w taki sposób reagować na diagnozę SM. Nie ma co zaprzeczać, że nic nas to nie obeszło. To jednak poważne wydarzenie w życiu, które może jej wywrócić do góry nogami. Może więc warto by było porozmawiać o tym z psychologiem.