01-04-2021, 09:35
Zawsze było tak, że (była już niestety) żona przygotowywała święta. Przygotowywała, czyli szykowała potrawy, prała firanki i wyciągała biały obrus. I jeszcze śmiała się radośnie razem ze mną i dzieciakami. Do mnie, syna i córki należało sprzątnięcie mieszkania, umycie okien, powieszenie firanek i przygotowanie święconki. Razem z dziećmi malowałem jajka, próbując tworzyć na nich super wzory :-) Potem z dziećmi szedłem do kościoła ją poświęcić, a następnie pilnowałem, by dzieciaki nie podjadały potraw na jutro, czyli niedzielę. Następnego dnia był był zajączek i wielkanocne śniadanie. Rodzinnie, ciepło i radośnie. Ten dzień spędzaliśmy w domu. Lany poniedziałek przeznaczony był na odwiedziny rodziny czy bliskich przyjaciół. Tak, pamiętam plastikowe kubki przywiązane do klamki czy jajka "sikawki" chowane wieczorem by na rano były gotowe. Zawsze pilnowałem by te, czy inne święta były spędzane rodzinnie. Starałem się przekazać dzieciom tradycję i ich magię...
A teraz nie ma magii. I nie ma już rodzinnych świąt... :-(
A teraz nie ma magii. I nie ma już rodzinnych świąt... :-(